Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Sławie straszą duchy dzieci? Kim mogą być białe postacie?

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Pałac w Sławie powoli popada w ruinę. Tutaj straszy duch historii
Pałac w Sławie powoli popada w ruinę. Tutaj straszy duch historii Dariusz Chajewski
Nasza Czytelniczka wybrała się ze znajomymi do pałacu w Sławie na pograniczu Dolnego Śląska i Ziemi Lubuskiej. Ubolewali nad jego stanem, podziwiali park. Jednak ciekawie zrobiło się w chwili, gdy w domu zaczęła przeglądać zrobione smartfonem zdjęcia. Dostrzegła białe zjawy. Podobny efekt zobaczyliśmy później na naszych zdjęciach...

Doznałam szoku, duch dziecka pojawił się w oknie, to był chłopczyk w białej koszuli i czapce białej - relacjonuje rozemocjonowana. - Wysłałam te fotografie do wielu osób znających się na takim czymś, potwierdzili moje przypuszczenia, zwłaszcza że na innych zdjęciach tego samego okna nie było niczego, tylko na zdjęciu, na którym byłam ja. A okno było nade mną.

Czytelniczka podkreśla, że jest racjonalistką, stąd…

- Nie dawało mi to spokoju, pojechałam jeszcze raz, ale z kuzynem. Ponownie weszliśmy do środka, na górę, powchodziłam do pokoików, z żalem patrząc na dewastację, jakiej dokonują ludzie - relacjonuje Czytelniczka. - Po czym poszliśmy w to samo miejsce, gdzie wcześniej były zdjęcia robione, powtórzyliśmy ujęcia. Gdy spojrzałam na zdjęcia w domu…

Szok, inne okno i noworodek kilkumiesięczny i dużo innych twarzy w oknie na poddaszu. Jestem zszokowana, nie boję się duchów, ale bardzo ubolewam nad tymi dziećmi, nie daje mi to spokoju.

Na chłodno przeglądamy zdjęcia. Są… niepokojące. Natychmiast przypominamy sobie nasz pobyt w pałacu cztery lata wcześniej. Jeden z bezdomnych, którego zapytaliśmy o to, jak mu się w pałacu pomieszkuje, opowiedział o błąkającej się po korytarzach postaci dziewczynki w białej sukience i odbijającym się od ścian dźwięku muzyki z fortepianu. Zrujnowany fortepian stał wtedy jeszcze w największej sali…

Niepokojące…

To określenie towarzyszy nam, gdy sami błąkamy się po korytarzach sławskiego pałacu. Żaden duch nam nie towarzyszy. Podobnie, jak nie wydaje nam się - w przeciwieństwie do Czytelniczki - że jedno z pomieszczeń na poddaszu było bidulowym karcerem. Czytelniczka sugeruje, że te nieszczęsne, błąkające się dusze mogą mieć coś wspólnego z przemocą.
- Nie, nie sądzę, aby któryś z naszych wychowanków miał powód, żeby straszyć w pałacu - kręci głową Agata Mierzwiak, długoletnia wychowawczyni w sławskim domu dziecka. I tematu wcale lekko nie traktuje, zwłaszcza w kontekście użytego słowa „karcer”.

Siedzimy nad albumem ze zdjęciami. Prace społeczne, zajęcia sportowe, grupa przed pałacem. Przyglądamy się oknom na starych fotografiach. Ducha ani śladu.

- To była bardzo dobra placówka, wręcz jedna z kilku pokazowych w Polsce - mówi pani Agata, częstując nas szarlotką. - Tę historię z duchami znam, gdyż telefonowała do mnie jedna z wychowanek poruszona, gdy znalazła ją na Facebooku. Bo nasi wychowankowie naprawdę traktują pałac jak dom rodzinny, przecież bywa, że przyjeżdżają tutaj i sprzątają otoczenie. Za naszych czasów zabytek był w dobrym stanie.

Nad naszą rozmową „wisi” scenariusz horroru, choćby w stylu „Sierocińca”, gdzie straszył duch udręczonych wychowanków…

- Ale, naprawdę, tutaj nic takiego się nie wydarzyło - emerytowana wychowawczyni tematem pałacowych duchów w kontekście sierocińca nie jest rozbawiona. Zwłaszcza że miałaby wiele okazji, aby z nimi się zaprzyjaźnić, gdyż długo mieszkała w pałacowej baszcie. - Owszem, jakieś wypadki się zdarzały, cóż, mieliśmy wielki park, jezioro. Jakiś chłopiec skacząc na główkę do jeziora uszkodził sobie kręgosłup. Straszna tragedia, ale żeby straszył jako potępiona dusza?
Nie przyznaliśmy się pani Agacie, że rozmawialiśmy z emerytowanym milicjantem. On również nie przypomina sobie żadnej podobnej sprawy, a przecież byłoby głośno.

Czapki z trupią czaszką

- Kim może być ten duch…? - zastanawia się pani Agata. - Wie pan, przed laty przyjechał tutaj Niemiec, autochton. Poprowadził mnie do pałacowej piwnicy i pokazał charakterystyczne, zwężające się koryto. Jeszcze wówczas były na nim zaschnięte brunatne plamy. W czasie wojny działała w pałacu siedziba specjalnego oddziału SS.
W styczniu 1944, gdy bombardowania Berlina stawały się coraz bardziej dotkliwe, zaczęto do sławskiej rezydencji zwozić całe ciężarówki dokumentów, pojawili się ludzie w mundurach SS i inni, o wyglądzie naukowców.

Dopiero po wojnie mieszkańcy dowiedzieli się, że w ich miasteczku mieścił się VII oddział Głównego Urzędu SS. Jeszcze dziesięć lat temu sławianie opowiadali nam o dokumentach odnajdywanych w piwnicy, na strychach.

A ta historia rozpoczęła się w czerwcu 1938, gdy do rąk sekretarza generalnego naukowego towarzystwa Ahnenerbe (Stowarzyszenie Badań nad Pradziejami Spuścizny Duchowej), który zajmował się badaniem germańskiego dziedzictwa, trafiło pismo ze sztabu szefa SS Heinricha Himmlera. „Żąda się, aby wszelkie badania nad procesami o czary zostawić wyłącznie w gestii SD” (służba bezpieczeństwa SS) i że Reichsführer SS „życzy sobie, aby Gauleiter Steinecke oddał mu do dyspozycji na pewien czas wszystkie akta czarownic”. Wówczas pojawiła się też nazwa jednostki, która miała zająć się historią polowań na czarownice: H-Sonderkommando.
Ale już wcześniej manią Himmlera i jego towarzyszy było gromadzenie „dowodów” na wyższość germańskiej kultury i rasy.

Stąd kolejne „badania” archeologiczno-antropologiczne, studia nad religią i kultami. I tu pojawiło się H-Sonderkommando - jednostka nazwana tak w skrócie od niemieckiego Hexe, czyli czarownica.

Miała wąską specjalność - zdobywanie i analiza procesów o czary. Gromadzono informacje o ludziach skazanych za uprawianie magii, nie tylko z Niemiec, Polski czy innych państw Europy, ale i z antypodów.
Na ślady tego zainteresowania w niemieckich archiwach natknął się zielonogórski badacz fortyfikacji Robert Jurga. Każda z osób rzekomo parających się magią miała założoną kartę - było ich 30 tys. Na każdej dane, jak w policyjnej kartotece, od tych personalnych, po przebieg procesu, świadków, tortur... Do tego całkiem poważnie brzmiące notatki esesmanów oceniające zasadność oskarżeń. I skuteczność tortur. Straszne.

To jakiś horror

Szukamy kolejnych rozgrywanych tutaj dramatów. Podczas wojny trzydziestoletniej krwawą łaźnię sprawili mieszkańcom lisowczycy i kozacy. W latach 20. XVIII wieku pożar strawił znaczną część miasta i zamku. Zima 1944/1945. Przez Sławę przepływała fala uchodźców niemieckich. To była ciężka zima, termometry wskazywały -30 stopni, a droga ucieczki znaczona była trupami zamarzniętych dzieci, małymi wykopanymi pospiesznie grobami. Później w prawym skrzydle zamku urządzono szpital dla rannych. Zmarłych grzebano w pobliskim parku. Kandydatów na rolę potępionej duszy było więc sporo...

Pechowy pałac

- Niestety, nasz pałac nie ma szczęścia - przyznaje burmistrz Sadrakuła. - Jednak ten pech nie dotyczy dawnych dziejów, a historii najnowszej. Prawdziwe problemy rozpoczęły się wraz z zamknięciem domu dziecka w 2006 roku. Pałac został sprzedany prywatnemu właścicielowi, a my z wypiekami czytaliśmy o kolejnych propozycjach zagospodarowania obiektu. Wobec problemów właścicieli, pałac za długi miał zlicytować komornik. Również w tym przypadku skończyło się na obietnicach. Nowy sędzia, nowy komornik, burmistrz - z nową nadzieją - mówi o kolejnych licytacjach i kolejnych planach.

- Sławie pałac jest po prostu niezbędny do życia - zapewnia burmistrz spod koronawirusowej maseczki. - Niezbędny.

A my wędrujemy jego niezbędnymi, zrujnowanymi korytarzami, zaglądamy do pokoików, piwnic, na strych… Napisy sprayem na ścianach, świadectwo całkiem współczesnych miłości i nienawiści. Nagle, jest, przemknęła jakaś ciemna sylwetka. Duch? Nie, to tylko moje odbicie w resztkach lustra.

Jak na ironię fachowcy piszą, że pałac to jeden z najcenniejszych zabytków architektury rezydencjonalnej w regionie, w którym jest ich ponad dwieście. Nad parkiem cmokają z zachwytu przyrodnicy, rośnie tutaj kilka wyjątkowych okazów w skali kraju. Imponujący zespół znajduje się nad największym lubuskim jeziorem, zwanym śląskim morzem, w kurorcie, który już przed wojną miał charakter uzdrowiskowy.
Przedzieramy się przez krzaki. Refleksy na szybach kreślą obrazy. Jakaś twarz z portretu Rachenbergów, właścicieli i twórców świetności pałacu, łuny pożaru, zarys postaci w mundurze SS, chłopiec w bawarskich spodenkach, dziewczynka w bieli… Już wiemy, tutaj straszy duch historii.

I powinniśmy się bać, bo to ludzie zamęczyli, doprowadzili wspaniały zabytek niemal do śmierci. A na sumieniu mamy wiele innych takich obiektów.

I właściwie taką „zgrabną” pointą ten tekst miał się skończyć. Do chwili, gdy „wrzuciłem” na stronę gazety moje zdjęcie pokazujące sławski pałac. Spójrzcie na te okna. Najpierw wydawało mi się, że na jednym widzę cień kota. Później przyjrzałem się bliżej. To wygląda tak... jakby ktoś przetarł zaparowane szyby, aby przez nie wyjrzeć. A w głębi? Co to? Twarze? Tfu, jestem przekonany, że w ten sposób odbijają się liście parkowych drzew. Na pewno?

Pałac w Sławie powoli popada w ruinę. Tutaj straszy duch historii

W Sławie straszą duchy dzieci? Kim mogą być białe postacie?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Sławie straszą duchy dzieci? Kim mogą być białe postacie? - Nowa Sól Nasze Miasto

Wróć na swidnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto