- Zamarzył mi się koniec świata. Miejsce, gdzie kończy się asfalt i nie masz wyjścia – przesiadasz się z czterech kółek na dwa, albo ciągniesz z buta, koniecznie z grubszą podeszwą, bo poniemiecki kamień potrafi dać w kość. Ciągniesz w las i dalej, do winnic i jezior. Koniecznie tych w Lubuskiem, bo skoro tu wszystko się zaczęło, to i trzeba tu wrócić - pisze Magda i tłumaczy: Zaczęło się dobrych kilkadziesiąt lat temu w Dankowie, ładny rzut beretem od Zagórza. I nieopodal, w Wilanowie. W domku babci Leny, gdzie spędzało się część wakacji, i u cioci Bogusi, gdzie byczyło się przez ich resztę. Domki były poniemieckie, maleńkie, położone na uboczu, otoczone ogrodami i lasem. Kiedy zasypiałam, łowiłam jednym uchem mroczne historie z czasów, kiedy mieszkali tu jeszcze nasi poprzednicy, które babcia opowiadała mamie. W lasach można było się zgubić, w jeziorze utopić, w bagno zapadnąć, więc ganiałyśmy wszędzie na nielegalu z kuzynką Moniką, prawie nigdy się nie gubiąc, zawsze przemaczając buty i skarpetki, i wspinając się w ucieczce przed dzikami na płoty i drzewa.
Domek dostępny od sierpnia 2020 roku. Pomieści dziewięć osób, ale szóstka poczuje się tu komfortowo - czytamy na stronie.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?